33-100 Tarnów, ul. Legionów 30,   poniedziałek, środa, piątek - godz. 10- 12,   telefon: 0-14 63-17-347

Dekrety i Listy Pasterskie Biskupi do Akcji Katolickiej Materiały n/t Akcji Katolickiej Program działania i terminarz
Rada Instytutu Zarząd Instytutu Uchwały Rady Instytutu Wykaz oddziałów parafialnych
Różaniec w Radio Plus Asystenci Dekanalni Statut i Regulamin Sztandar
 

Prof. Dino Boffo, Rzym - redaktor "La Avvenire"
ROLA JANA PAWŁA II
W ZAANGAŻOWANIU ŚWIECKICH


Prof. Dino Boffo, Rzym - redaktor "La Avvenire"
ROLA JANA PAWŁA II
W ZAANGAŻOWANIU ŚWIECKICH
Kraków, 12 maja 2007

tekst wygłoszonej konferencji na Kongresie AK w Krakowie 

1. Dziś w Krakowie

Przybywam dziś do Krakowa, duchowej stolicy wielu młodych i byłych młodych na świecie, przychodzę tak jak On – Jan Paweł II – nas nauczył, czyli „z pochyloną głową i wdzięcznym sercem”. Przybywam z pochyloną głową i wdzięcznym sercem tu, gdzie wszystko się zaczęło. Tu, gdzie Bóg w konkretny sposób pomyślał Jana Pawła II, gdzie z daleka go przygotowywał, gdzie go utkał i ukształtował. Przybywam do Krakowa, ponieważ tutaj w pewien sposób zawiązało się także życie wielu z nas, młodych i nie tylko młodych świata. Zawiązało się życie nas, którzyśmy byli młodzi razem z Janem Pawłem II. 
Mam dziś możliwość spotkać się z młodymi i ze świeckimi Kościoła, który kiedyś dał światu «Papieża młodych i świeckich». Nie trzeba, byśmy patrzyli daleko wstecz, by dostrzec, że Bóg z mocą wzywa ludzi i narody powierzając im nieraz zadania o wielkim znaczeniu w historii. 
Przyjaciele: w pewnym momencie, nie tak dawno temu, dla całego świata stało się jasne, że Bóg wezwał Polskę, aby wcześniej niż inne narody dała świadectwo swej wierności Chrystusowi. To powołanie nie dotyczyło tylko jednej, przelotnej chwili, zaczęło ukazywać się w konkretnym momencie, ale nadal, dziś jeszcze, trwa. Nie wyczerpało się to powołanie, które On póki żył starał się Wam uświadamiać. Misterium tego powołania nadal Was zwołuje, zadaje Wam pytania, żąda od Was wzniosłych i ważnych decyzji. 

2. Dziś w Rzymie

Wyobraźcie sobie, że właśnie dzisiaj – przedziwnym zbiegiem okoliczności – odbywa się w Rzymie, na ulicach naszej stolicy, a także na placu św. Jana na Lateranie, który jest nie tylko placem katedry papieskiej, ale także miejscem wielkich manifestacji związkowych i politycznych, dzisiaj odbywa się tam Family Day. Czyli radosne spotkanie trzystu-czterystu tysięcy osób, które teraz napływają z całych Włoch, aby żądać od rządu i od wszelkich instytucji politycznych większego szacunku dla rodziny opartej na małżeństwie, na małżeństwie – mężczyzny i kobiety otwartym na rodzicielstwo. Jest to odpowiedź, którą włoski świat katolicki pomyślał jako sygnał dla agresywnej i destrukcyjnej polityki. Nasi biskupi opublikowali już na ten temat dokument, ale nie można było zostawić ich samych. W związku z tym katolicy świeccy, reprezentowani przez dwadzieścia pięć stowarzyszeń i ruchów, praktycznie wszystkie najbardziej znaczące ugrupowania świeckich, zgromadziły się, aby powiedzieć RAZEM słowo chóralne, słowo mocne, słowo wspólne w tej kwestii. 
Dlaczego Wam o tym mówię? 
Mówię o tym dlatego, żeby podzielić się z Wami czymś pięknym, ale przede wszystkim, aby powiedzieć Wam coś, o czym – wewnątrz świata włoskiego laikatu katolickiego – jesteśmy przekonani i nie mówię tego, aby Wam pochlebić: ten chóralny gest wszystkich stowarzyszeń i wszystkich ruchów świeckich we Włoszech był możliwy tylko dzięki Janowi Pawłowi II. Wyraźmy to lepiej: taka manifestacja, jak ta, która dzisiaj odbywa się w Rzymie, nie mogłaby nigdy zaistnieć, gdyby pewnego dnia nie przybył „z dalekiego Kraju” biskup Rzymu z mocą i jasnością umysłu Jana Pawła II. Czy myślicie, że przesadzam mówiąc o tych zasługach Jana Pawła II? Nie, nie przesadzam, jest to tylko wniosek, który mógłby potwierdzić Wam ktokolwiek z moich włoskich kolegów świeckich. Wniosek, który należy wyciągnąć przynajmniej z dwóch powodów. 
Jan Paweł II traktował poważnie stowarzyszenia i ruchy świeckie. Dzięki szczęśliwej intuicji zrozumiał, że stowarzyszenia i ruchy są jakby seminariami, i to bardzo cennymi seminariami dla świeckich. Są ważnymi drogami pedagogicznymi, aby dotrzeć do bramy, którą jest Chrystus. W ten sposób ruchy, które powstały niedawno poczuły się zrozumiane i dowartościowane, te ruchy starsze poczuły się docenione i zaangażowane. Traktował On także Akcję Katolicką w sposób, jakiego sama Akcja Katolicka nigdy by nie podejrzewała. W ciągu dwudziestu siedmiu lat zwrócił się do włoskiej Akcji Katolickiej w ponad siedemdziesięciu przemówieniach, z których wiele ma wartość uniwersalną. Można powiedzieć, że nie faworyzował nikogo, w tym sensie, że traktował każde ugrupowanie, jakby było jedynym. Pochylał się nad każdym ruchem i nad każdym stowarzyszeniem, aby pomóc mu do końca zrozumieć prawdę jego charyzmatu. Dało to niewyobrażalne efekty, ponieważ dzięki temu każdy czuł się przez Papieża kochany i cenny w oczach Kościoła. Zachęcał każdego, aby spełniał najgłębsze oczekiwania i jak najmocniej się angażował. Dzięki temu Papież i Kościół mogli korygować to, co w każdym z nich wymagało skorygowania, nie czyniąc krzywdy, unikając głośnych nagan, sprawiając, by każdy z nich czuł się otoczony troską i miłosierdziem. Zwoławszy następnie na placu św. Piotra w dniach 27-29 maja 1998 pierwsze światowe Spotkanie ruchów dostarczył im kolejnego bodźca. Bodźca do przebywania razem i do wspólnej pracy. Zostaliśmy wówczas zobowiązani do poznania się nawzajem, do wzajemnego szacunku, a nawet do wzajemnej współpracy. Coś dotąd nie widzianego, coś, czego nigdy dotąd nie robiono. Dlatego mówię Wam, że gdyby nie Jan Paweł II my, katolicy włoscy, nie zgromadzilibyśmy się wszyscy razem tego dnia, co oznacza umiejętność pokonywania małych zawiści i znoszenia niewielkich uporów. 
Należy jednak zauważyć jeszcze jedną istotną rzecz. 
Istnieje inna paląca potrzeba, którą Jan Paweł II postawił nam jakby tuż przed oczami, tak że nie mogliśmy jej nie dostrzec. Jest to problem wyzwania jakiemu podlega człowiek naszej epoki. Wyzwanie to jest dziś większe niż wszystkie inne troski. Gdzie jest człowiek, gdzie jest twój brat? To pytanie, które Bóg postawił Kainowi, i które po Kainie nadal rozbrzmiewało w ciągu wieków, i na które Chrystus swoją śmiercią i zmartwychwstaniem dał ostateczną odpowiedź. To pytanie, „gdzie jest człowiek? gdzie jest twój brat?”, które Sobór Watykański II postawił sobie z nową ciekawością (por. GS 12), Jan Paweł II uchwycił i zadał całej ludzkości w niezapomniany sposób. On, który znał nihilistyczne idee XX-wiecznych totalitaryzmów, w gruncie rzeczy popchnął nas, katolików włoskich, nie tylko nas, ale z pewnością także was, abyśmy wyszli z naszych zakrystii, z naszych pozłacanych schronów, aby spojrzeć na człowieka naszych czasów. Na człowieka zdłamszonego w swoich oczekiwaniach i ograniczonego w swojej wolności, na człowieka plagiatowanego i zbanalizowanego, na zabitego przed narodzeniem lub opuszczonego w godzinie śmierci, na tego człowieka, prawdziwą ikonę Chrystusa udręczonego. Papież nauczył nas patrzeć, począwszy od swoich pierwszych kroków, od pierwszej i programowej encykliki „Redemptor hominis”. Czynił to On każdego dnia, gdziekolwiek się znajdował, spoglądał na kondycję człowieka i ukazywał go jako główną drogę Kościoła. Potrzeba nam było dużo czasu, by to zrozumieć i dopiero na koniec zaczęliśmy działać. A dzisiaj nie przez przypadek jesteśmy na placach Rzymu, w tak wielkiej liczbie, jako przedstawiciele wszystkich, aby powiedzieć, że jesteśmy zazdrośni o zamysł miłości, jaki Bóg ma wobec mężczyzny i kobiety. I że nie pozwolimy go zeszpecić.


3. W Krakowie i w Rzymie

Taka była „troska Wojtyły” o katolicki laikat. Nie drobiazgi, nie delikatne poprawki. Ale głębokie korzenie i rozległe perspektywy. Wprowadził nas przede wszystkim w serce Soboru w roku 1985, w dwudziestą rocznicę jego zakończenia, abyśmy zrozumieli w jakim sensie Sobór stał się najważniejszym wydarzeniem Kościoła naszych czasów. Bóg poprzez sobór wezwał nas, abyśmy żyli Misterium ukrytym od wieków w Bogu i w nim uczestniczyli. I wezwał nas także do pełnej i prawdziwej komunii w Kościele: wśród żywych postaci kapłanów, zakonników i biskupów. W czasie Soboru wybiła godzina świeckich, otworzył on bowiem niezwykłe perspektywy zaangażowania właśnie dla świeckich (por. 26.11.2000). Jan Paweł II zwołał więc światowy synod dla każdej z tych trzech kategorii: kapłanów, zakonników i biskupów, rozpoczynając w 1987 roku synodem właśnie dla nas, świeckich. W ten sposób każda figura w Kościele mogła zarysować się lepiej w relacji do Jezusa Chrystusa. Któregoś dnia Jan Paweł II powiedział: „Człowiek świecki, który przyjmuje hojnie Bożą miłość do swojego serca i do swojego życia, jest bardziej święty niż kapłan czy biskup, którzy przyjmują ją w sposób przeciętny” (23.11.1993). Czy to wam się wydaje mało? Po każdym synodzie pojawiała się odpowiednia „adhortacja apostolska”, czyli wytyczona trasa, za każdym razem wielka i konkretna. W 1988 roku pojawiła się wraz z „Christifideles laici” także ‘magna carta’ katolickiego laikatu, zostaliśmy tam – jako świeccy – po raz pierwszy wezwani do „współodpowiedzialności” za Kościół. Rozumiecie to? Już nie szeregowcy, już nie poddani, nawet już nie tylko pomocnicy czy współpracownicy, dzisiaj jesteśmy „współodpowiedzialnymi”. To znaczy jesteśmy wezwani, aby odpowiadać na miarę naszych możliwości, naszych zasobów, naszej zdolności rozumienia i kochania. Także i my świeccy jesteśmy wezwani do odpowiedzialności za świętość Kościoła. W tym momencie Kościół stał się dla mnie, świeckiego, domem, Kościół stał się dla mnie rodziną, Kościół stał się dla mnie ziemią i niebem. Także ja, świecki, żyję dla Kościoła. Jako osoba świecka mieszkam wśród domów ludzkich, żyję wśród ludzi, przeżyję życie w mojej konkretnej kondycji, w kontakcie z braćmi, którzy stanęli na mojej drodze, przeżywając cnoty mojego stanu. Będzie powodowała mną wyższa intencja: być tam w tajemny sposób Kościołem, czyli zaczątkiem Królestwa Bożego. Będę Kościołem bez kazań i często w sposób anonimowy, ale kto mnie spotka, spotka przyjaźń, uśmiech, łaskę Pana. Dzięki wspaniałej prawdzie, którą wypracował Sobór, a którą przekazał nam Jan Paweł II, ja, świecki chrześcijanin, nie muszę wybierać między zaangażowaniem w świecie, a zaangażowaniem w Kościele: obydwie rzeczywistości, Kościół i świat, należą do mnie.. 


4. Akcja Katolicka

To, co dotąd powiedziano odnosi się już do Akcji Katolickiej. Mam nawet pokusę powiedzieć, że dotyczy przede wszystkim nas, świeckich z Akcji Katolickiej. My bowiem nie mamy innej tożsamości czy innego, szczególnego miejsca poza ogólnym nauczaniem o świeckich. Nauczaniem o świeckich, które rozumiemy w pierwszej osobie i którym chcemy żyć intensywnie, a nawet więcej: wzorcowo. 
Akcja Katolicka w Polsce była przedmiotem myśli i troski Jana Pawła II już nazajutrz po odzyskaniu wolności. Dobrze wiedział on, że właśnie Akcja Katolicka, zaszczepiona przed rokiem 1945 i prężnie działająca w parafiach przyczyniła się do zachowania wiary w narodzie w czasie długiej zimy komunistycznych prześladowań. To dług sprawiedliwości, który należało spłacić. I tak, przy okazji pierwszej wizyty ad limina polskich biskupów, w styczniu 1993 roku, Papież zaczął zalecać Akcję Katolicką: „Trzeba, aby odrodziła się – powiedział. – Bez Akcji Katolickiej system stowarzyszeń katolickich w Polsce byłby niepełny”. 
Jeśli dziś w tym miejscu to przypominamy, to nie przez pychę, nie z powodu infantylnej chęci zapewnienia sobie prymatu: w takim wypadku bylibyśmy śmieszni. Wspominamy o tym dlatego, że jest to wyrażona wprost myśl Papieża, którą powtórzył jedenaście lat później, kiedy spotkał się w Watykanie z uczestnikami krajowej pielgrzymki polskiej Akcji Katolickiej (26.04.2003). 
Akcja Katolicka nie jest banalną formułą, jest raczej „wymagającym wyborem”: słowo „wymagający” pochodzi od Papieża, z jego ostatniego przemówienia, niemal testamentu dla włoskiej Akcji Katolickiej, z którą spotkał się w Loreto 05.09.2004 roku. 
Przypomnimy tylko mimochodem, że Akcja Katolicka jest współczesną nazwą charyzmatu świeckich obecnego w Kościele od pierwszych wieków. Dobrze wyraził to Sobór: stajemy się „na wzór owych mężów i niewiast, co pomagali Pawłowi w głoszeniu Ewangelii wielce się trudząc w Panu” (LG 33). W tym znaczeniu nie jesteśmy pierwsi, ani nie jesteśmy jedyni. W ciągu wieków byliśmy rzeszą świeckich sług Ewangelii, którzy nie wpisawszy swego imienia w księgach historii trudzili się bardzo, razem ze swoimi kapłanami i biskupami, dla Jezusa we wspólnotowym apostolstwie „podobnego ku podobnemu”. Spotkaliśmy Pana i pozostaliśmy, aby iść za Nim w Kościele lokalnym, w parafii, w diecezji, tam gdzie ostrze pługa wchodzi w ziemię i przygotowuje ją na zawsze nowy zasiew Ewangelii. Inni chrześcijanie mogą wybierać inne miejsca, my jesteśmy w Kościele lokalnym, razem z biskupem i kapłanami, aby jako świeccy dopełniać kształt Kościoła, jaki jawi się w życiu ludzi. Jesteśmy świeckimi, którzy są zawsze obecni: nie dlatego, żebyśmy się wtrącali, ale dlatego, że postawiliśmy sobie za punkt honoru dzielenie z hierarchią ciężaru i radości Ewangelii. Nie przez przypadek Jan Paweł II powiedział do nas w Loretto: „Niech wam leży na sercu to, co leży na sercu Kościołowi” A przy innej okazji: „Wiem, że jesteście” (12.09.2003), tak, jakby mówił, czuję, że jesteście, chociaż nie robicie wokół siebie szumu, aby się pokazać, wiem, że mogę na was liczyć. Wreszcie powiedział także: „Kościół nie może istnieć bez Akcji Katolickiej” (26.04.2002). Jeśli te słowa mają sens, drodzy przyjaciele, znaczy to, że musimy wszyscy zabrać się do działania. Że musimy na te słowa zasłużyć. Że musimy rozświetlić je naszym postępowaniem. Że musimy uczynić teraz naszą parafialną i diecezjalną Akcję Katolicką „żywą, silną i piękną” (26.04.2002). 
Aby być Akcją Katolicką, trzeba jednak przede wszystkim przeżywać ją od wewnątrz. Trzeba zapalić się, trzeba się poświęcić. Trzeba zyskać prawdziwą mentalność wiary, aby posiąść myśl Chrystusa. A zatem modlitwa osobista, kontemplacja i katecheza, intensywne życie liturgiczne i sakramentalne. A potem z tej nieustannej pracy nad samoewangelizacją wyrasta formacja kulturalna, spotkania formacyjne wyrażające ewangeliczną ciekawość świata. I stąd właśnie, z ewangelicznego odczytania wydarzeń w świecie, pochodzi postawa rozeznania, mądrości, głębokiej interpretacji: aby oceniać życie tak, jakby ocenił je Chrystus, gdyby był na naszym miejscu. Wychowawcza praca nad samymi sobą nie jest, przyjaciele, nudna: im więcej łusek zdejmiemy z siebie, tym więcej rzeczy zdołamy zrozumieć i poznać. Chrystus dodaje nie ujmuje uroku życiu.

5. Drogi stojące przed nami otworem

Czego Jan Paweł II dla nas pragnął? 
Co chciał, aby leżało nam naprawdę na sercu? 
Powiedział do nas w Loreto, że chodzi mu oto: „aby wielu mężczyzn i wiele kobiet naszych czasów dało się oczarować Chrystusowi” (Loreto, cit.). Temat ten jest bardzo drogi także Benedyktowi XVI. Ta wskazówka Papieża, jak mi się wydaje, implikuje dwa fronty zaangażowania. Pierwszy to działalność we wspólnocie chrześcijańskiej, aby głosić i wychowywać młode pokolenie do odkrycia Chrystusa, do zakochania się w Nim. To zatem posługa katechetyczna, działalność rekreacyjna, wakacyjne obozy młodzieżowe, światowe dni młodzieży, słowem wszystko, co może podpowiedzieć kreatywność duszpasterska. Jednak istnieje dziś problem bardziej subtelny i w pewnym sensie bardziej naglący: trzeba usunąć przeszkody, nieporozumienia i insynuacje, aby opinia publiczna nie była oszukiwana co do Chrystusa i co do Kościoła. 
I tutaj chciałbym przemówić do was już nie jako członek Akcji Katolickiej w sercu, ale jako dziennikarz i naukowiec, który codziennie musi stawiać czoła temu, co krąży dziś w opinii publicznej naszych Krajów, zjednoczonych w Europie, którą chcielibyśmy jednak widzieć inną. I oprę się tutaj na interesującym fragmencie przemówienia Jana Pawła II do polskiej Akcji Katolickiej. Papież poczynił w nim spostrzeżenie, które może okazać się bardzo cenne. Otóż powiedział on wówczas, że istnieje „pewna analogia” między naszymi czasami a końcem XIX w., kiedy to rodziły się pierwsze doświadczenia Akcji Katolickiej. A analogia ta polega, wówczas tak jak i dziś, na „odważnym stawianiu czoła sekularyzacji”. To najważniejsze. Dzisiejsza Polska jest krajem, który został nagle zaatakowany przez klimat kulturowy zachodniego zeświecczenia, oparty na indywidualizmie, karierze, dobrobycie i konsumpcji. Jest to sytuacja kulturowa, jakiej Jan Paweł II otwarcie stawił czoła podczas podróży do Polski: pragnął bowiem gorąco, aby jego Ojczyzna umiała oprzeć się nowemu subtelniejszemu materializmowi, równie heroicznie jak oparła się pierwszemu materializmowi komunistycznemu. Jednak obecna sekularyzacja jest pod wieloma względami bardziej podstępna, ponieważ korzystając z kryterium wolności prowadzi jednostkę do doświadczeń bardziej niszczących. I bardziej wyobcowujących. Relatywizm narzucił się także u Was jako ogólna zasada sądzenia, w związku z czym zanikają jasne granice między jedną rzeczą a drugą, także między dobrem i złem. Umieszczając wszystko na jednym poziomie, relatywizm daje nam wrażenie, jakoby był najbardziej przekonującym kryterium, ale zwodzi nas. Wyjaławia. 
Relatywizm ten może przybierać postać relatywizmu etycznego, według którego ludzkie życie ma różną wartość w różnych podmiotach. Wówczas życie rodzące się i życie u jego schyłku, macierzyństwo, małżeństwo, inwalidztwo, cierpienie, wypadki, śmierć stanowią barierę do usunięcia, ograniczenia, których pod żadnym pozorem nie można akceptować. 
Filozofia ta głosi, że struktury ludzkiego bytu można zmieniać, tak jak zmienia się regulamin świadczenia usług. I biada temu, na przykład Kościołowi, kto przypomina, że szczęście nie rodzi się z przekreślenia tego, co ludzkie w życiu człowieka. Kościół powinien milczeć. Wiara to sprawa prywatna, a Kościół nie ma żadnego prawa, by mówić do wszystkich. Jeśli już chce mówić, niech mówi do swoich wiernych, w kościołach i niech nie zakłóca publicznej debaty. Sami katolicy powinni milczeć, a żeby nie wypowiadali się, zastrasza się ich. I aby Kościół był coraz mniej słuchany przez ludzi, dyskredytuje się go, i w tym celu każdy środek jest dobry. Można nawet niekiedy wchodzić w chwilowe przymierza z Kościołem, jeśli przynosi to wymierną korzyść, jest to jednak działanie instrumentalne. Kościół niech nie podnosi głowy, my tu rządzimy. 
Taki jest mniej więcej kulturowa panorama naszych, tak zwanych wolnych, krajów. Nie powiecie mi chyba, że się wam podoba, bo w to nie uwierzę. Relatywizm wyniesiony do rangi systemu jest nowym, przewrotnym totalitaryzmem, ponieważ panoszy się udając nieomylność, mając po swojej stronie mass-media, które bezkrytycznie powtarzają wszystko, co mówi, i w których przegląda się jak w zwierciadle niczym nowy książę. Jest to nowa, bardziej fałszywa niewola, manipulacja jeszcze bardziej podstępna. Przyjaciele, musimy wyjść ze skorupy, jeśli trzeba musimy mówić i nie tylko półgłosem. Musimy pozbyć się naszej nieśmiałości, naszego psychologicznego poddaństwa, naszego lęku przed popełnieniem błędu czy przed kompromitacją. Katolicy są świadomymi i odpowiedzialnymi obywatelami, a nie bierną masą w narodzie. Katolicy nie są ulegli z powodu historycznych zaszłości czy z powodu swojej roli społecznej. Chcemy przeżywać chrześcijaństwo pokorne, ale także żywe, chrześcijaństwo, które, kiedy trzeba, stać także na sprzeciw. Nie chcemy tworzyć nowej partii, kolejnej, która dołączyłaby do istniejących. W nowoczesnych społeczeństwach nie liczy się tylko polityka, liczy się przede wszystkim kultura i liczy się bardzo system mass-mediów, ingerujący w wyobraźnię zbiorową i tworzący obyczaje. Zatem jesteśmy bardziej zainteresowani pomnażaniem idei, pomnażaniem liczby tych, którzy te idee niosą, tak by nie starczyło tych, którzy mogliby je cenzurować. Nie możemy i nie chcemy zniknąć z życia publicznego, chcemy w nim pozostać: nie, aby się narzucać, ale aby pełnić naszą rolę wewnątrz prawdziwego i zrównoważonego pluralizmu. Chcielibyśmy stanowić taką obecność kulturową, która nawiązując dialog z innymi wykładałaby swoje racje i stawała się jedną z sił pociągowych narodu. Chcemy ukazywać nasze ideały nie żeby rządzić, ale żeby przekonywać, a na pewno, aby ożywiać tkankę społeczną, aby wzbogacić w tlen powietrze, którym przecież wszyscy oddychają. 
Kościół w Polsce był bez wątpienia prawdziwą siłą społeczną, nawet w czasach, gdy reżim nie tolerował jego istnienia. Kardynał Wyszyński i papież Wojtyła są niezrównanymi postaciami epickimi. Tę samą rolę przewodnika należy podjąć dzisiaj według nowych wzorców właściwych dla ustroju demokratycznego i także w nowym stylu, właściwym Kościołowi Soboru. Kościół nie ucieka przed ostrogą społecznej krytyki, ale nie może dać się uciszać tylko dlatego, że jego stanowisko nie podoba się czy różni od dominującego. To oczywiste, że Biskupi przemawiają do Narodu. Nie należy zostawiać ich samych. Trzeba, aby po ich słowach, a nawet przed nimi nie zapadała grobowa cisza, ale aby włączali się katolicy świeccy wzbogacając dialog. Trzeba, abyśmy my, katolicy świeccy, kiedy to konieczne bronili naszych Biskupów, wyjaśniali racje Kościoła używając naszej osobistej wiarygodności, naszej rzetelności zawodowej. Czasami może się nawet okazać bardziej korzystne, aby w jakiejś parafii, w jakiejś diecezji czy w jakimś kraju przemówił nie pasterz czy pasterze, ale właśnie świeccy. Oto dlaczego potrzeba ludzi przygotowanych, o czym mówiliśmy wcześniej. Ludzi, którzy umieliby mówić i umieliby milczeć, umieliby słuchać i umieliby przekazywać rzeczy interesujące także dla tych, którzy nie wierzą. Ludzi zdolnych do dania odpowiedzi, która jest do przyjęcia przez opinię publiczną jakiegoś miasta czy kraju. Powinniśmy umieć wypowiedzieć to, co znajduje się głęboko w duszy naszego ludu, owo dziedzictwo człowieczeństwa, które tylko czeka na to, by wydobyto je na światło i zapewniono mu tłumaczy na przyszłość. 

Na zakończenie
Kiedy włoscy biskupi pragnęli obdarować Akcję Katolicką, powiedzieli nam, byśmy „stali się ruchem kościelnym tworzącym opinię i akcję”. Powtarzam, bo nie są to słowa nie na miejscu: stać się ruchem kościelnym tworzącym opinię i akcję. Pozwalam sobie dzisiaj przekazać Wam ten dar, abyście wprawili w radosne poruszenie Wasze parafie i Waszą diecezję i byście umieli być w pełni tym, czym za łaską Bożą już jesteście.

 

 

 


kontakt: ak@diecezja.tarnow.pl