HOMILIA KS. BPA DRA JANA STYRNY WYGŁOSZONA W BAZYLICE
KATEDRALNEJ W TARNOWIE PODCZAS MSZY ŚW. DLA CZŁONKÓW
DUSZPASTERSTWA RODZIN Z REJONU TARNOWSKIEGO ORAZ PREZESÓW
PARAFIALNYCH ODDZIAŁÓW AKCJI KATOLICKIEJ Z CAŁEJ
DIECEZJI
20. STYCZNIA 2001 R.
Czytania: Hbr 9,1-3.11-14; Ps 47; Mk 3,20-21
Bardzo krótka była dzisiejsza Ewangelia. Można było
nawet nie zdążyć jej zauważyć. Tylko dwa wiersze. I
kończy się słowami, że Pan Jezus "odszedł od
zmysłów." Tak Go postrzegali niektórzy z najbliższego
otoczenia. Dla tych ludzi przyzwyczajonych do pewnego porządku,
ładu, bardzo wtedy stabilnego, zachowanie Chrystusa było
rzeczywiście dziwne. I dlatego też szły za nim tłumy,
również i z tej racji, że ludzie na ogół są żądni
sensacji. Wystarczy krzyknąć, że gdzieś tam jest jakieś
objawienie, nawet w butelce od wódki - a tłumy ludzi jadą.
Gorsza się nawet, że księża nie jadą patrzeć. Pan
Jezus rzeczywiście zaskakiwał i nauką, która była
jakaś inna i sposobem mówienia - jako władzę mający.
Zaskakiwał cudami, które czynił. Uzdrawiał, i to w
dodatku nie licząc się z szabatem, czym wzbudzał u
niektórych zgorszenie. Rodzina Pana Jezusa, Jego krewni,
jak mówi Ewangelia, byli zatroskani. Słyszeli, że
ludzie mówią: "odszedł od zmysłów", więc
zatroskani byli o Jezusa. Uczeni w Piśmie, widząc to
wszystko mówili: "ma Belzebuba, ma ducha
nieczystego". Opętani, a w nich duchy nieczyste wołali:
"Ty jesteś Synem Bożym", tak, że Chrystus
musiał ich uciszać. Pan Jezus przestrzegał przed bluźnierstwem,
gdy mówili, że ma ducha nieczystego. Mówił, że to
jest bluźnierstwo przeciw Duchowi Świętemu. Warto w
domu przeczytać sobie cały trzeci rozdział Ewangelii św.
Marka, aby widzieć to środowisko, te reakcje i samego
Chrystusa na tym tle.
A w liście do Hebrajczyków, który był
czytany dzisiaj, Chrystus ukazany jest jako Zbawiciel, który
przez Ducha oczyszcza sumienia z martwych uczynków.
Przedstawiony jest jako Ten, który oczyszczając sumienia
z martwych uczynków, napełnia życiem. A wszystko po to,
jak mówi nam List do Hebrajczyków, "abyśmy mogli służyć
Bogu żywemu."
Czytając te teksty w domu widziałem
pewną analogię do dzisiejszej sytuacji. Dzisiaj też są
pewne nurty cywilizacyjne, pewne aktualne mody, pewne
aktualne preferencje - to co ludzie dziś uważają za
normalne. I może być tak, że to co Chrystusowe, dla
wielu ludzi jest szokujące. Przecież mówią: "to
już nie te czasy", "wszystko się
zmienia". I zawsze będzie dylemat dla kolejnych
pokoleń i ludzi: Na ile człowiek może wejść w ten
nurt cywilizacyjny, uznać go za swój, włączyć się w
jego współtworzenie a na ile trzeba myśleć, planować
i czynić po Chrystusowemu? Na ile chrześcijaństwo może
uznać za właściwe to, co bieżące a na ile będzie wciąż
"kamieniem obrazy" i "znakiem
sprzeciwu"? To będzie zawsze problem kolejnych
pokoleń i ludzi. A tam gdzie to przyspieszenie
cywilizacyjne jest duże, tak jak dziś, to jest to wciąż
nowy problem, bo wciąż narastają nowe sytuacje.
Popatrzmy na Pana naszego Jezusa
Chrystusa. Kim On jest? Jezus to Boży Syn, Słowo Boga
Nieskończonego. "Na początku było Słowo." I
zawsze to Słowo jest, zawsze jest Boży Syn. I Jezus równocześnie
stał się ciałem, czyli przyjął ludzka naturę. Słowo
i ciało, czyli dwa przeciwieństwa a jednak zjednoczone
ze sobą. I ta jedność przeciwieństw, stanowi o tożsamości
Chrystusa. Jest chyba jakaś bardzo daleko idąca analogia
z naszą sytuacją. Z jednej strony, całkowita i
absolutna wierność Chrystusowi i temu co Chrystusowe. Z
drugiej strony, konieczność włączenia się w życie świata,
w życie środowiska, w życie współczesnej cywilizacji.
Trzeba to połączyć. I to daje to napięcie. Ale człowiek
musi ten trud godzenia, uzgadniania podjąć, aby mógł
być prawdziwym chrześcijaninem i prawdziwym członkiem
dzisiejszej społeczności. Zawierzywszy Chrystusowi, jako
naszemu Bogu, Zbawcy i Mistrzowi życia, wiemy, że będziemy
uznawać Jego pierwszeństwo i będziemy zawsze Jemu
podporządkowywać wszystko inne i będziemy Jego miarą
starali się mierzyć to, co jest wytworem człowieka a
czasem może nie tylko wytworem człowieka...
Spróbujmy więc w tym rozważaniu
przejść do bardziej konkretnych wewnętrznych postaw. Żeby
być prawdziwym członkiem dzisiejszego społeczeństwa
potrzebne nam jest otwarcie się na ludzi. Na ludzi różnych.
Wokół nas są różni ludzie. Nie da się żyć na
samotnej wyspie, zatrzasnąć drzwi swojej osobowości.
Trzeba żyć z ludźmi, z ludźmi różnymi. Pan Bóg miłuje
ich wszystkich, oni są Jego dziećmi. I wszystkich Pan
Jezus chce zbawić. Dlatego potrzebne nam jest nastawienie
szacunku dla każdego. Z racji jego człowieczeństwa, z
racji jego pochodzenia od Boga i umiłowania go przez
Boga. Trzeba, żebyśmy mieli nastawienie życzliwe.
Unikali tam, gdzie nie ma konieczności, postawy sędziego.
Żebyśmy umieli od drugich brać, to co dobre, poszerzać
swoje myślenie, swoje przeżywanie, swoje oceny, również
tym, co niosą nam inni. Jeśli człowiek zanadto się
zasklepi, - że ja wiem wszystko najlepiej, na ogół
prowadzi do samoograniczenia, ciasnoty i staje się dla
ludzi niezrozumiały. I będąc nawet najlepszej woli, nie
za wiele dobrego w życiu zrobi. Umieć brać od innych,
to co dobre, uczyć się, umieć służyć, nieść dobro.
Ale równocześnie nie łączy się to z naiwnością.
Przypominać sobie trzeba te słowa Chrystusa: "Bądźcie
prości, jak gołębie, ale roztropni jak węże".
Nie możemy być równocześnie naiwni, nie możemy zwłaszcza
ulegać złu, choćby było przybrane w najpiękniejsze i
najbardziej atrakcyjne szaty. Otwarcie na ludzi, ale
otwarcie roztropne, roztropnością płynąca z Bożego światła.
Potrzebne nam jest, jako ludziom żyjącym
w konkretnym świecie, otwarcie na to, co nowe. Trudno
zamknąć się przed dzisiejszą techniką, ekonomią,
polityką, bo człowiek przez to wyłączyłby się z życia
i zmniejszyłby swoją szansę niesienia dobra i przemiany
tego świata, do której jest, jako uczeń Chrystusa powołany.
Niedobrze byłoby, gdyby rodzice, w najlepszej wierze i w
najlepszych zamiarach, zamknęli przed dziećmi świat, żeby
przypadkiem ten świat ich nie zgorszył. Świat niesie
groźbę zgorszenia, ale też wyłączenie się z niego
uniemożliwia nam działanie dla jego przemiany, dla jego
naprawy. Dlatego potrzebne jest otwarcie na nowe. Ale równocześnie
zawsze uwzględniać musimy poszanowanie godności
ludzkiej, aby to co nowe nie poniżało ani mnie, ani
moich bliskich, ani tego środowiska, w którym żyję i
na które mam wpływ. Otwarcie na nowe, ale zawsze musi to
nowe być podporządkowane prawdziwemu, pełnemu dobru człowieka.
Zawsze musi być na pierwszym miejscu wierność
Chrystusowi, Ewangelii. Nie możemy nigdy brać tego, co
nowe za wszelka cenę, po to tylko, żeby być
nowoczesnym. Tą cena nie może być nasza strata w człowieczeństwie,
nasza strata w moralności, nasza strata w zgodności z
wola Bożą.
Spróbujmy przejść do bardziej
konkretnych wskazań w tym naszym życiu zakorzenionym również
w świecie. Proszę pozwolić, że wspomnę wyniesioną
niedawno na ołtarze, bł. Giannę Bareta. Żyła w latach
1922-1962. Była z zawodu lekarką, mężatką. Miała
troje dzieci. Chciała mieć kolejne dziecko. I wtedy
powstała sytuacja ratowania albo jej życia, albo życia
dziecka. Dość wyraźnie ta alternatywa się zarysowywała.
Jednoznacznie, zdecydowanie wszystkim oświadczyła, że
na pierwszym miejscu należy ratować dziecko. Dobrze
wiedziała, jako lekarka, co to znaczy w jej przypadku. Za
tydzień po urodzeniu dziecka skończyło się jej życie.
Tak wspomina o niej mąż, jakby mówił do niej w tym
wspomnieniu: "Nie dokonałaś rzeczy nadzwyczajnych
ani nie czyniłaś nadzwyczajnych umartwień. Nie szukałaś
wyrzeczeń dla wyrzeczeń, ani heroizmu dla heroizmu.
Wyczuwałaś i realizowałaś twe obowiązki młodej
kobiety, żony, matki, lekarza z całą gotowością
realizowania planów Bożych, w duchu i pragnieniu świętości
dla siebie i dla innych." - Wyczuwałaś i realizowałaś
twe obowiązki młodej kobiety, żony, matki, lekarza z całą
gotowością realizowania planów Bożych, w duchu i
pragnieniu świętości dla siebie i dla innych! To jakby
streszczenie postawy tej nowej Błogosławionej. Jej mąż
dopowie: "Nigdy nie zdawałem sobie sprawy, że żyję
ze świętą". I powie jeszcze później: "Świętość,
to powszedniość życia przeżywana w Bożym świetle."
Ten realny, rzeczywisty wzór może nam
pomóc uchwycić dalsze wskazania na naszej drodze życia
w której potrzebne jest wejście w nurt dzisiejszej
cywilizacji i równocześnie postawa absolutnej wierności
Bogu, Chrystusowi. Potrzebna nam jest ta droga prawdy,
sprawiedliwości, miłości.
Dzisiaj bardzo się promuje wynalazczość,
dobre pomysły. Również i w naszym życiu jest potrzebna
wynalazczość. Człowiek musi w konkretnej sytuacji
swojej i swoich najbliższych znajdować właściwą ścieżkę
dla siebie, dla swoich dzieci; pomóc im w tym. To też
wielka wynalazczość wymagająca nieraz bardzo
intensywnego i wytrwałego myślenia, bardzo dużego ładunku
cierpliwości. Droga prawdy, sprawiedliwości, miłości.
Potrzebne nam jest w tym nurcie
dzisiejszej cywilizacji dbanie o piękną miłość, taką
jaką żyła wspomniana Gianna Bareta, nie byle jaką, nie
namiastkę, nie jakieś szczątki, nie jakiś przerost w
jednym tylko kierunku, ale o piękną człowieczą miłość.
I tu jakże ważny jest prawidłowy rozwój człowieczeństwa,
ochrona, zwłaszcza młodych, ale nie tylko, przed
dewastacją, brutalizacją. Czy nie funkcjonuje takie
przekonanie między ludźmi, że dorosłym, to wszystko
wolno oglądać a dzieciom to nie. Dziecko się spowiada:
"oglądałem filmy dla dorosłych". To znaczy,
że dorośli mogą się karmić najbardziej podłą
"paszą" a dziecku nie pozwalają, musi to robić
ukradkiem. Niektórzy już pozwalają. A jednak potrzebna
jest ta ochrona przed dewastacją psychiki, uczuć, wyobraźni,
ciała, również dorosłym. Potrzebne nam są piękne
wzorce, szukanie ich i dostrzeganie, chociaż nie zawsze
występują na estradach i na arenach dzisiejszego świata.
Potrzebna nam jest postawa twórczości.
Nie można być chrześcijaninem na zasadzie: "nie
robię nic złego". To absolutnie za mało. Chrystus
przeszedł przez świat czyniąc dobrze. A więc ta
postawa twórczości kształtowana w sobie i w swoich
najbliższych. Widzimy ją u Ojca św. Wydaje się
niekiedy, że ledwo stoi na nogach i co chwila wychodzi z
czymś, co jest wielką twórczością i co służy twórczości
na całym świecie. Tej najpiękniejszej, służącej
naprawdę człowiekowi. Potrzebna nam jest ta postawa twórczości.
Bardzo jej brakuje wśród współczesnych ludzi zrażonych,
zniechęconych do czynienia dobra, przyzwyczajonych do
czekania, że ktoś to zrobi, da gotowe.
Potrzebna nam jest umiejętność i
wola współdziałania z ludźmi w tym co dobre, nawet
gdybyśmy się różnili w czymś innym. Jeżeli jest
jakieś dobre dzieło, prawdziwie dobre, służące
prawdziwemu dobru ludzi, możemy współpracować. Powinniśmy
się włączyć, nie po to żeby się dać komuś
wykorzystać, żeby zrobić komuś reklamę, ale po to, żeby
coś dobrego wspólnie zrobić, co ludziom służy.
W życiu chrześcijanina obowiązuje
zasada pierwszeństwa łaski. Pan Jezus powiedział bardzo
krótko i prosto: "Beze mnie nic uczynić nie możecie."
Nic, co w nas piękne i dobre, nic co będzie naszą dobrą
twórczością, nie możemy uczynić bez Chrystusa, bez
Jego łaski, bez Jego mocy. A Pan Jezus mówi:
"Jestem z wami aż do skończenia świata."
Chrystus z nami jest, chce z nami być. Trzeba, żebyśmy
byli z Nim i chcieli z Nim być. I tutaj wchodzi sprawa
modlitwy, tego zatapiania się w Bogu, kontemplowania
Chrystusa w Jego różnych fazach odkupienia, działania,
Jego miłości do Ojca. Tu jest ta wielka szansa życia
sakramentalnego, z którego czerpiemy łaski. Tu jest też
potrzeba bycia we wspólnocie, we wspólnocie Kościoła.
U wielu ludzi bardzo lubiących nowości, nowinki,
sensacje religijne, ramy Kościoła wydają się sztywne,
skostniałe. A jednak jeżeli pójdą poza nie, pogubią
się. To w tej wspólnocie Chrystus zaplanował nasze
zbawienie, nasz religijny rozwój, naszą służbę
ewangelizacyjną, naszą służbę zbawieniu innych.
Iść drogą prawdy, sprawiedliwości,
miłości. Chronić i rozwijać piękną miłość dbając
o człowieczeństwo, żyć w postawie twórczości, współdziałać
z ludźmi, współdziałać z Bogiem, kierując się zasadą
pierwszeństwa łaski. To nasze drogowskazy na początku
trzeciego już tysiąclecia chrześcijaństwa, w tej wędrówce
z Chrystusem przez różne cywilizacje.
Ojciec św. na początek nowego tysiąclecia
wydał obszerny List Apostolski, liczący około 30 stron:
Novo millenio ineunte (Na początku nowego tysiąclecia).
I tam Ojciec św. ucząc o świętości mówi tak:
"Dzisiaj potrzeba na nowo z przekonaniem zalecać
wszystkim dążenie do tej wysokiej miary zwyczajnego życia
chrześcijańskiego." Wysoka miara zwyczajnego życia
chrześcijańskiego. Bez sensacji. To nam jest potrzebne
na wszystkich drogach. I Ojciec św. przytacza, jakby w
pewnej analogii, Chrystusowe słowa skierowane do Piotra:
Duc in altum! - Wyjedź na głębię! Wciąż potrzebne
jest to wypływanie na głębię. Sięgać jeszcze głębiej,
jeszcze pełniej do Chrystusowej nauki. W zakończeniu do
Listu Apostolskiego, - niech to będzie zakończeniem
naszego rozważania - czytamy: "Idźmy naprzód z
nadzieją. Nowe tysiąclecie otwiera się przed Kościołem
niczym rozległy ocean, na który mamy wypłynąć, licząc
na pomoc Chrystusa. W tej drodze towarzyszy nam Najświętsza
Maryja Panna." Niech tak będzie w naszym życiu, w
życiu naszych rodzin, parafii, Ojczyzny, Kościoła!
Amen.
Ks. Bp. Jan Styrna