Wielkopostne rekolekcje
dla członków Akcji Katolickiej Diecezji Tarnowskiej od kilkunastu już
lat głoszone są w Domu Rekolekcyjnym w Ciężkowicach, usytuowanym w pobliżu
Skamieniałego Miasta - rezerwatu przyrody nieożywionej.
To wyjątkowe miejsce i szczególny czas zadumy i refleksji, czas odnowy
budowania relacji z Bogiem, która - odpowiednio uformowana - rzutuje
na relację z drugim człowiekiem. W tym roku przeżywaliśmy ten czas w
wyjątkowym skupieniu, wysłuchując konferencji, modląc się wspólnotowo
i indywidualnie. Cisza, w jakiej spędziliśmy pierwszą dobę, pozwoliła
odpocząć od zgiełku codzienności i próbować usłyszeć to, co Bóg ma nam
do powiedzenia. W ostatni dzień świętego czasu udaliśmy się w pielgrzymce
do pobliskiej Staszkówki. Uwieńczeniem rekolekcji było przeżycie Niedzieli
Palmowej
w kościele pw. Św. Wojciecha, patrona polskiej Akcji Katolickiej.
Temat tegorocznych
zamyśleń „W komunii z Bogiem i człowiekiem w sakramentach świętych”
nawiązywał do hasła obecnego roku liturgicznego, a wprowadzał
w nie nowy Asystent kościelny DIAK ks. Jan Bartoszek.
„Łaska chrztu świętego największą dumą
i radością”
Gdyby zapytać ludzi, co stanowi powód do chluby, zapewne
w odpowiedzi usłyszelibyśmy i takie: odpowiednia pozycja zawodowa, materialna,
bycie „kimś”. Aby to uzyskać, ludzie wkładają wiele wysiłku, nieraz
są w stanie poświęcić i wstyd
i honor. Być idolem lub fanem – to wielka pokusa dla współczesnego człowieka.
Tymczasem Bóg w sakramencie chrztu mówi: jesteś ikoną Boga. Od chrztu
św. jestem Jego dzieckiem – i to jest powód do chluby! Chrzest nazywamy
obmyciem odradzającym, pieczęcią, szatą.
Jaką wartość ma dla mnie chrzest? Gdybyśmy komuś ofiarowali prezent,
a on nie został rozpakowany, poczulibyśmy się urażeni. Wydaje się, że
chrzest nie został „rozpakowany”, a nie znając daru, nie jesteśmy w
stanie cieszyć się z niego. Musimy rozpakować podarunek- zanurzyć się
w chrzcie. To podczas chrztu dokonuje się nasza konsekracja. Poprzez
chrzest zostaje wszczepione nowe Zycie, Boże życie. Otrzymujemy łaskę
uświęcającą, godność dziecka Bożego. Jak żyć łaską chrztu ? Najpierw
trzeba przyjąć dar, uwierzyć, że mamy w niebie Ojca, który nas miłuje.
„Bóg zakochany do szaleństwa w swoim stworzeniu” pisała św. Katarzyna
ze Sieny. Bóg czeka, aby Go przyjąć; „żebrak miłości u bram naszego
serca”. Bóg nikogo nie może zmusić, by Go kochał. Aby dar przyjąć, trzeba
się na niego otworzyć: „effata!”.
Chorobą, która niszczy wielu, to brak poczucia sensu. To nie człowiek
nadaje sens. Sens życia odkrywa się jako dar Boga. Nie możemy żyć lekkomyślnie,
byle jak, bowiem od chrztu naszym domem jest niebo. U św. Jana czytamy:
„wszystkim, którzy je przyjęli dało moc”. Potrzebna jest troska o rozwój
duszy. Dojrzałymi i uformowanymi zostaje się przez wiarę. Nie rozwijamy
łaski chrztu. Postanowienie: Chrzest daje nam możliwość wewnętrznego
wzrostu duchowego. Spróbujemy sięgnąć i wrócić do tego momentu, gdy
zostaliśmy włączeni do wspólnoty Kościoła.
„Spowiedź to nie aspiryna
na ból sumienia” /sakrament pokuty i pojednania/
Każdy człowiek posiada własny cień, który jest
częścią rzeczywistości. Ma on nie tylko wymiar materialny; za każdym
z nas ciągnie się cień grzechu. Dziś traci się poczucie grzechu. Żartuje,
używając eufemizmów: grzeszki, słabostki. Nie ma lęku przed grzechem.
Jest przed terroryzmem, wojną atomowa, a przed wojną z Bogiem – nie.
Nie walczy się z grzechem, ale z samą ideą grzechu. Ale on istnieje.
Pismo św. mówi: „Chrystus umarł za nasze grzechy”. Czy to znaczy, że
niepotrzebnie umarł, bo grzechu nie ma?
Czym jest grzech? Odpowiadając na to pytanie, Ks. Asystent użył obrazowego
porównania. 17 września 1939r. do Polski wkraczają sowieckie wojska.
W Drohiczynie zrąbali XVI- wieczną ambonę i barokowe ołtarze, sprofanowali
grobowce, wprowadzili konie. Wewnątrz świątyni urządzono stajnię. Nasza
dusza po grzechu ciężkim staje się stajnią. Dlaczego grzech nas nie
przeraża? Bo go nie czujemy. Urodziliśmy się w grzechu, więc jesteśmy
na niego ślepi. Grzesznik nie jest autorytetem
w dziedzinie grzechu. Poczucie grzechu zależy od wiary – człowiek małej
wiary sądzi, że ma małe grzechy. Niestety, grzechy bywają powszechnie
akceptowane. Nie ma grzechów niewinnych, takich, które by nam nie szkodziły.
Tylko Duch św. jest
w stanie przekonać nas o grzechu.
Grzech może prowadzić do śmierci. Każdy grzech rodzi zło, ale nie zawsze
jest to widoczne natychmiast. Nie znamy wszystkich zależności między
grzechem a jego następstwami. Nie ma grzechów banalnych, jest tylko
banalne przeżywanie grzechu. Jeśli się uzna swoją grzeszność, wtedy
Bóg podźwignie. „Przyszedłem zbawić grzeszników” mówi Jezus. Chrześcijanin
jest świadomy swojej bezradności. Pomoc może przyjść z zewnątrz- od
Jezusa. Jest ktoś, kto zdejmie ciężar winy. Spowiedź to szukanie pomocy
nie
w sobie samym. Kiedy Bóg przebacza, to nie tuszuje grzechu. On unicestwia
wszystko zło i bierze na siebie konsekwencje grzechu! Nie trwajmy w
grzechu długi czas.
Grzech przemawia do człowieka w głębi jego serca, mówią, iż Bóg nie
jest dobry, że nas ogranicza; sprawia, że człowiek staje się podejrzliwy
wobec Boga. Nie zwlekajmy z powrotem do Boga! Nie szukajmy usprawiedliwień,
nie czyńmy z grzechu normy postępowania! Nawet największy grzech bliźniego
nie jest żadnym usprawiedliwieniem mojego najlżejszego grzechu. Trzeba
iść pod Krzyż. Wtedy zrodzi się skrucha. Po szczerej skrusze żyje się
inaczej. Klęknąć u stóp konfesjonału trzeba nie tylko ze względu na
siebie, ale także po to, by wywołać radość Jezusa. Obowiązuje tu szczerość
i prawda aż do bólu.. A potem „jakem się nie wstydził grzeszyć, to i
pokutować” (ks. Tischner o podejściu górali do spowiedzi). Czyny są
nieodwracalne, ale odwracalna jest wina. To jeden z największych darów,
jaki wypływa z sakramentu pokuty.
„Dojrzała wiara, odważna
miłość, czytelne świadectwo”
Pora wydorośleć w swojej wierze, wyjść z
przedszkola wiary. Wielu przyjmuje postawę niedojrzałości: lepiej być
nieświadomym, gdyż wtedy czuje się zwolnionym z odpowiedzialności. W
wielu dziedzinach naszego życia robimy wiele, by iść dalej, a w wierze
cofamy się. Ks. Tischner uważał niedojrzałość wiary za najbardziej powszechny
z grzechów przeciw wierze. To tak, jakby zatrzymać się w pół drogi.
Bóg uzdalnia do pójścia na całość; właśnie po to jest sakrament bierzmowania
(sakrament Ducha św.). Duch św. chce z nas uczynić dojrzałych świadków.
Dziś świat nie słucha nauczycieli, jedynie świadków.
Zarzuty Jezusa wobec apostołów dotyczyły słabości wiary. Jezus, kwestionując
ich wiarę, prowokuje do nawrócenia. Liczymy na Boga na wszelki wypadek.
Mamy inne systemy zabezpieczeń, ale są one niedoskonale. Wiara dojrzała
musi uznać, że tylko Bóg jest zabezpieczeniem i odrzucić wszelkie inne
oparcia. Dlaczego nie mamy takiej wiary? Bo idziemy na kompromis i zadawalamy
się powierzchowną wiarą. Cechuje nas „kolor przeciętności”. Narodziła
się grupa „alekatolików” – to ci, którzy po szczytnej deklaracji „jestem
katolikiem” dodają: „ale…”. Postawa minimalizmu nie jest Bogu miła.
To wyraz wyrachowania i naszej nieufności. „Obyś był zimny albo gorący…”
(Apokalipsa św. Jana) – Bóg pragnie radykalizmu ewangelicznego. O św.
Teresie powiedziała jej siostra: „jesteś opętana Bogiem”. Trzeba się
wzbijać w górę, trzeba pokonać filozofię gęsi opisaną przez filozofa
duńskiego Sorena Kierkegaarda. Gąsior na podwórku wygłasza płomienne
mowy o czynach przodków, którzy niegdyś odważyli się wzlecieć. Gęsi
są głęboko poruszone, lecz rozchodzą się, nie wzbijają się wzwyż. Nie
chciejcie takiej wiary, która by was nie kosztowała. Jeśli nic nie kosztuje,
to nie ma wartości… Jezus nie daje recept, tylko wzywa: „Pójdź za mną.
Ja jestem Drogą, Prawdą i Życiem”. W Ewangelii nie zna słowa: sukces.
Przeciwnie, Jezus mówi: „kto chce pójść za Mną, [...] niech weźmie krzyż
swój i niech Mnie naśladuje”. Świat wokół nas zachęca do życia „na maxa”,
a to droga na skróty i donikąd.
Każdy z nas zdolny jest do zaangażowania, bo Jezus daje łaskę. Chrześcijaństwo
jest religią łaski. Chrześcijaństwo zaczyna się wtedy, gdy pozwalamy
Bogu działać w swoim życiu. A jakie bywa nasze chrześcijaństwo? Nudne,
wyblakłe, bez smaku, bo brak w nim radykalizmu, a to skutkuje brakiem
odwagi. Męczeństwo naszego wieku: wystawić na śmieszność, wykpić. A
my milczymy, bo nasze chrześcijaństwo to jedno wielkie kapitulanctwo.
Przestraszone chrześcijaństwo. Trudno kochać Kościół. Starajmy się wielkodusznie
przyjmować to, co nam Kościół głosi. Kościół jest matką - przygarnia,
karmi. Jakim ja jestem dzieckiem Kościoła? Czy swoim życiem buduję i
umacniam go? Szukając Jezusa, odnajduję Go w Jego mistycznym ciele.
„Umiłować Jezusa żywego
w Eucharystii”
Motywacje w życiu wiary.
Dlaczego modlitwa, sakramenty, msze św. niedzielne?
Bo Jezus zaprasza. Trzeba odkryć i uwierzyć, że Jezus czeka szczególnie
w tym miejscu- na ołtarzu. Oczekuje naszej komunii, by oddać się całkowicie.
Tak, jak matka , która im bardziej kocha dziecko, tym większą przeżywa
udrękę oczekiwania na jego powrót.
Dlaczego msza św. niektórym wydaje się taka nudna? Nudzimy się, nie
dlatego, że wiemy, co za chwilę nastąpi, ale dlatego, że nie wiemy,
czym jest Eucharystia. Ludzie oczekują na duchowe show czasie liturgii.
Trzeba prosić Jezusa, by pozwolił dotknąć Eucharystii, zrozumieć ją,
mieć większą do niej miłość. Nigdy do końca jej nie zrozumiemy; należy
coraz pokorniej ją przyjmować.
Na ołtarzu dokonuje się ofiara miłości.
Ten, kto kocha jest z nami, jest obecny. Miłość domaga się Eucharystii.
Emmanuel- Bóg
z nami. Jakiej trzeba miłości, by pozostać z nami w tym
więzieniu – tabernakulum. Bóg jako więzień miłości. Eucharystia uczy,
czym jest miłość prawdziwa. To nie tylko uczucia, zachwyty, ale gotowość
do dawania życia.
Eucharystia jest szkołą miłości, której najprawdziwszym imieniem jest
ofiara. Czy jeszcze rozumiemy zwrot „ofiarować siebie”? Raczej bronimy
się przed tym. W czasie Eucharystii Jezus oddaje się w nasze niegodne
ręce. Niebo milczy, gdy przyjmujemy Go niegodnie. Kenoza to wyniszczenie
się. Jezus ogałaca się z należnej czci i hołdu, bo wie, że bez Niego
nie potrafimy żyć godnie
i pięknie. Bóg oddaje się nam cały i wyniszcza. Najważniejsza w czasie
Mszy jest prośba do Ojca, by dał nam swojego Syna -
i Jezus przychodzi. Mała kropla wody (pierwiastek ludzki) zostaje związana
z winem (to krew Chrystusa). „Przez to misterium wody
i wina daj nam,
Boże, udział w bóstwie Chrystusa, który przyjął nasze człowieczeństwo”
mówi kapłan podczas ofiarowania. Człowiek ma stać się Bogiem – po to
jest Eucharystia. Naszym powołaniem jest mieć udział w bóstwie Jezusa
Chrystusa. Po to zostaliśmy przez Boga stworzeni, by z nim dzielić Zycie.
Tajemnica naszej przemiany dokonuje się w Mszy św. Św. Gertruda skarżyła
się, że istnieje zasłona w czasie Mszy św. - jest nią niedbalstwo. Przyzwyczajenie,
rutyna, pozbawia radości i fascynacji tym największym darem kochającego
Boga. To prawda, że Boga można spotkać wszędzie.
Nie wolno jednak rezygnować ze szczególnych miejsc. Miejscem i czasem
przez Boga wybranym jest niedzielna Eucharystia, aby wspominać i uroczyście
przeżywać miłość, jaka nas łączy. Abyśmy mogli podziękować za ten świat,
który jest i za ten, który Bóg dla nas przygotował. Odejście od Boga
zaczyna się od odejścia od ołtarza. Obecność na ołtarzu jest najbardziej
namacalna. Krew polewana na ołtarzu jest wołaniem z ziemi ku Bogu. Jan
Paweł II stwierdził: „nie łudźmy się – odchodząc od źródeł miłości i
świętości, odchodzi się od samego Chrystusa”.
„W sakramencie małżeństwa Bóg konsekruje miłość dwojga ludzi”
Mówiąc o miłości, należy wpierw ustalić
pojęcia, gdyż w tym temacie panuje zamieszanie, jest wiele słów i wiele
bzdur. Matka Teres
z Kalkuty, ta Święta rynsztoku, mówiła, że nie wystarczy
powiedzieć „kocham”, trzeba dawać aż do bólu. A Edyta Stein, karmelitanka,
przestrzegała: „nie przyjmujcie niczego za prawdę, co byłoby pozbawione
miłości; nie przyjmujcie miłości, jeśli pozbawiona jest prawdy.” Miłość
nieprawdziwa to demon, który nie przynosi szczęścia, tylko rujnuje.
Taka „miłość” budowana jest na złudzeniach, a często i na grzechu. A
czym jest miłość prawdziwa? Wtedy kochasz, gdy szczęście, bezpieczeństwo
i rozwój drugiej osoby stają się dla ciebie tak ważne, jak dla siebie.
Miłość nie jest głównie uczuciem, bo uczucia są zmienne. One nadają
barwę i dynamikę, zwłaszcza w początkach. To nie wystarczy na całe życie.
Miłość jest decyzją, wyborem
i zobowiązaniem. Jest przykazaniem: „abyście się wzajemnie miłowali,
jak Ja was umiłowałem”. Miłość to decyzja, by dawać,
a nie brać! Trzeb nauczyć się sztuki zapominania o sobie. „I zapomnij,
że jesteś gdy mówisz, że kochasz" pisał w swym wierszu ks. Jan Twardowski.
Przykładem szczęśliwego małżeństwa jest para, która przed ślubem otrzymała
od przyjaciela krzyż. Postanowili, że będą się wspólnie przed nim modlić,
a gdy się pokłócą i któreś z nich nie klęknie do modlitwy, znaczyć to
będzie, iż przyznaje się do winy. Pomocą w szczęśliwym pożyciu może
być i taka modlitwa: ”Jeśli mnie Panie Boże obdarzyłeś tą osobą, to
daj, bym z nią wytrzymał”. Matka Teresa mawiała iż małżeństwo to taki
ciężki krzyż, że muszą go dźwigać dwie osoby… Świadectwo życia małżeńskiego
– to bycie żony dla męża i męża dla żony, jest niezmiernie ważnym świadectwem
dla ich dzieci. Jeśli małżeństwo tworzą zwalczające się osoby, to ich
dziecku bardzo trudno ułożyć własne relacje małżeńskie.
Brak reakcji rodziców na postawy swoich dzieci to poważny zarzut przeciw
wartościom, które wyznają. Trzeba dzieciom dać czytelny przekaz: „kochamy
cię, ale nie chciej, byśmy rezygnowali z wartości, które w naszym domu
wyznajemy, które chcieliśmy
ci przekazać”. Modlitwa wspólna małżonków
powinna trwać proporcjonalnie do czasu pretensji.
Opracowanie:
Bożena Kwitowska
wiceprezes DIAK diec. tarnowskiej
|